czwartek, grudnia 21, 2006

Zamach stanu

No i okazało się, że Lepper miał rację.
No może nie w 100% ale zamach stanu faktycznie wisi w powietrzu. O dziwo, przygotowują go nie różowo-liberalno-plugawe, skupione wokół Gazety Wyborczej polskojęzyczne siły, a prawe, wybrane przez prawdziwych Polaków, patriotyczne do zaplucia kręgi PiSo-LPRo-PLSowskie! Szok.
O co chodzi?
Otóż w Sejmie pojawił się projekt uchwały. Po cichaczu, bez rozgłosu grupa spiskowców planowała osadzić na polskim tronie niejakiego Jezusa z Nazaretu, syna cieśli. Jeszcze większego smaczku nadaje sprawie fakt, że obecnie rządzi Polską Królowa Maryja, koronowana przez Jana Kazimierza jeszcze w 1656 roku, matka uzurpatora. I tu pojawia się niewygodna kwestia. W jaki sposób zamierzano pogodzić ten fakt z dojściem Jezusa do władzy?
W rozwiązania siłowe nie wierzę. Pomimo umysłowego ograniczenia (a może właśnie dzięki niemu) autorów projektu, metoda fizycznego usunięcia miłościwie nam panującej nie wchodzi raczej w rachubę. Pozostają dwa rozwiązania - oba dość, choć z różnych względów, drastyczne.

Rozwiązanie 1 zakłada ślub Marii i Jezusa - grzeszny, kazirodczy związek którego dzieckiem byłaby zdeformowana, genetycznie skażona i zdegenerowana władza. Fuj, porzućmy ten temat (choć nie jest to nic czego by historia nie widziała).

Rozwiązanie nr 2 tylko z pozoru jest prostsze. Wystarczy ogłosić, że Maria była tylko regentką panującą nad krajem do czasu dojścia jej syna, prawowitego władcy, do pełnoletności. Rozwiązanie tylko z pozoru łatwiejsze - bo co na to o. Rydzyk i jego zwarte moherowe kohorty? Wojna domowa zawiśnie w powietrzu, bo nie wierzę, że poplecznicy Marii przyjmą z pokorą takie upokorzenie i detronizację swojej faworyty.
Pozostaje jeszcze kwestia ojca (biologicznego, nie ojczyma - Józefa). Jak on przyjmuje ten zamęt, który ogarnął jego najbliższą rodzinę? Zamęt zgoła niezgodny z tym co kazał nauczać swojemu personelowi naziemnemu. Jak to zwykle w świecie (i w zaświatach) bywa, ryba psuje się od głowy. Na jego miejscu napierdalałbym piorunami w Wiejską aż do rozładowania baterii, a niesfornego syna przełożyłbym przez kolano i kablem od magnetofonu tak długo tłumaczyłbym mu jego rolę w światowej polityce, aż wywietrzały by mu z głowy niezdrowe ambicje, lub póki wszyscy święci i anieli niebiescy nie wezwali by policji i Rzecznika Praw Dziecka.

P.S. Zwrócono nam uwagę (dzięki, Grochu) na fakt, że przewrót planowany był co najmniej od lat trzydziestych ubiegłego stulecia. W 1930 roku Jezus zaczął naciskać (sic!) na niejaką Rozalię Celakównę aby zwróciła się do władz kościelnych w sprawie jego intronizacji. Gnębił ją potem aż do jej śmierci na anginę w roku 1944. Dowodzi to tylko jaka determinacja towarzyszy ob. Jezusowi w próbach przejęcia władzy w Polsce.
A tak na marginesie - Jezus to przecież Żyd. Radzę autorom projektu uchwały dokładnie przemyśleć wszystkie implikacje tego faktu.

Iesus Nazarenus Rex Iudaeorum und Poland tyż.


Uwaga - powyższy artykuł jest od początku do końca żartem. Pewnych rzeczy lęgnących się w głowach naszych posłów po prostu nie da się brać na serio. Nie oburzać się, myśleć. Najlepiej samodzielnie.

sobota, grudnia 09, 2006

Seks afera

Seks afera na półmetku.
3,5 letnia Weronika, córka Anety Krawczyk czy jak jej tam, nie jest dzieckiem posła Łyżwińskiego. Z tego co mówiła jej pełnomocnik - nie podważa to wiarygodności (!?) Pani Anetki i będą teraz dążyć do zbadania DNA Leppera. A jeśli także Przystojny Andrzej nie okaże się strzelcem feralnego gola, zbada się kod kierowcy wicepremiera, faceta z ksero, pana Heńka z naprzeciwka i innych przygodnych nosicieli chromosomu Y. Działanie jak najbardziej zrozumiałe i chwalebne, bo dziecko przecież musi mieć ojca, nawet jeśli tatuś jest kryminalistą degeneratem, dziennikarzem czy posłem Samoobrony.
Jestem z Panią Pani Anetko. Jednocześnie chciałbym zaproponować Pani rozszerzenie pola dochodzenia i wystąpienie do prokuratury o zbadanie DNA Billa Gates'a, Brada Pitta i Cesarza Akihito. Nigdy nic nie wiadomo Pani Anetko, a nuż się uda?

To tyle żartów. A na poważnie, to włos się jeży (jerzy?), no dęba staje. Wyborcza, którą do tej pory uważałem za medium w miarę rozsądne i wiarygodne, zabawia nas przez kilka dni jak rasowy cyrk, bardziej w stylu Faktu czy Super Ekspresu niż najpoważniejszego opiniotwórczego dziennika w tej części Europy. Wyborcza postawiła na złego konia (kobyłę), ogłaszając wyrok przed poznaniem dowodów. Redaktorzy dziennika, zaślepieni zarówno niechęcią (żeby nie powiedzieć nienawiścią) do Rządu jak i nadzieją, że może tym razem uda się zaszkodzić koalicji, strzelili sobie w stopę. Brawo.
Jednocześnie Wyborcza pięknie wpisała się w, tak przez nią potępiany, styl prowadzenia debaty publicznej w IV RP. Podwójne brawo.
Chciałbym w tym miejscu złożyć wyrazy ubolewania politykom PO i SLD, którzy z taką satysfakcją machali nam przed oczami wycinkami z Jamajskich i Malezyjskich gazet. Jeszcze nie tym razem panowie...

Przy okazji - żeby nie było wątpliwości. Rządzącą kato - narodowo - buraczaną koalicję uważam za największe zło jakie spotkało Polskę conajmniej od czasów ostatnich rządów SLD, a samego Jarka, Romka i Andrzeja najchętniej zobaczyłbym przykutych do wrocławskiego pręgierza, posuwanych w dupę wielkimi czarnymi gumowymi kutasami przez spoconego jednookiego karła z włosami na garbie. Mimo to, działanie Wyborczej, szczególnie w świetle jej często deklarowanej kryształowości uważam za skandal, a oświadczenia o jej niezależności - za kpinę.
Ale najważniejszym wnioskiem z całej tej zadymy jest smutna konstatacja, że wolnych mediów, proszę Państwa, w Polsce nie ma - no może poza Monokukurydzą - a każdy kto uważa inaczej jest naiwny, żeby nie powiedzieć głupi.

"Niemożliwe żebym mogła się tak pomylić".
Pani Anetko, dobra rada - do garów, nie do skandali.
Statcounter