wtorek, kwietnia 17, 2007

W sprawie świateł

Od dziś jeździmy na światłach przez cały rok. Jest to jeden z niewielu rozsądnych przepisów, jakie udało się uchwalić tej ciemnej bandzie, która nami rządzi.
Mimo to, fora internetowe zagrzmiały okrzykami sprzeciwu wznoszonymi przez ćwierć inteligentnych miłośników opacznie rozumianych swobód obywatelskich.


"Zamach na wolność i wolną Polskę", "Państwo znowu chce myśleć za nas" i tym podobne hasła, w przypadku większości ustawodawczych działań przedszkola przy Wiejskiej są jak najbardziej usprawiedliwione, jednak tym razem świadczą tylko i wyłącznie o durnocie i pieniactwie pokrzykujących.
Pamiętam podobną awanturę (no, może nieco mniejszą, bo nie było wtedy tak powszechnego Internetu), gdy wprowadzono nakaz zapinania pasów w mieście. Argumenty wtedy były podobne. Że zamach na wolność, że w wypadku pożaru samochodu spłoniemy w nim żywcem, bo nas pasy przytrzymają i inne tego typu ludowe mądrości.

Jako osoba, której zapięte pasy uratowały życie zapytuję - czy wyście się z chujami na głowy pozamieniali? Każdy przepis, który choćby minimalnie zwiększy bezpieczeństwo na drodze jest potrzebny. Samochód jadący w dzień z włączonymi światłami jest nie tyle lepiej widoczny, co BARDZIEJ ZWRACA UWAGĘ (wbrew pozorom jest to różnica) a co za tym idzie, bardziej świadomie odbieramy jego obecność na drodze.


A na argumenty internetowych trolli pozwolę sobie się wysrać, bo są idiotyczne.
Oto najczęstsze z nich:
1. Włączenie świateł nic nie zmieni w słoneczny dzień. - Moja rada: wyjedź raz w trasę i się przekonaj. I nie mówię tutaj o drodze jaką pokonujesz co tydzień z domu do dyskoteki w wiosce obok, lub do supermarketu w niedzielę.
2. W krajach cywilizowanych, z największą ilością samochodów, nie ma takich przepisów. - Jeśli kraje skandynawskie nie są dla ciebie wystarczająco cywilizowane, to może Austria?
3. W USA, kraju z wielkimi motoryzacyjnymi tradycjami, nie ma takiego obowiązku. - Za to mają prawo pozwalające wszystkim na posiadanie broni. Jak mądre to prawo udowodnił wczoraj gość, który rozstrzelał 32 osoby na campusie w Virginii. Nie bądźmy tacy skorzy do porównywania wszystkiego z USA bo łatwo wyjść przy tym na idiotów...
4. W Skandynawii jest wiecznie ciemno i tam ten przepis ma sens. - Pała z gegry. W Skandynawii w lecie noce trwają dwie godziny a wysoko na północy słońce w ogóle nie zachodzi. W przeciwieństwie do twojej głowy, gdzie panuje wieczny mrok i straszy...
5. Ten przepis ma sens na trasie, ale w mieście jest głupotą. - A będziesz włączał światła za każdym razem, gdy jadąc będziesz mijał teren zabudowany? Tak? Tak samo jak za każdym razem zwalniasz do 50km/h?
6. Ostatni argument sprawił mi największą radość: większość forumowych pieniaczy odkryła w sobie nagłą miłość do przyrody i nie przebierając w słowach krytykują pomysł jazdy na światłach, jako zwiększającej zużycie paliwa, a co za tym idzie - emisję syfu do atmosfery. Jest to tym ciekawsze, że są to pewnie ci sami ludzie, którzy jeżdżą po drogach rozpierdolonymi starymi szrotami ściągniętymi z Rzeszy, z wielkimi smrodzącymi silnikami, z klimą, elektrycznymi szybami i milionwatowym subwooferem w bagażniku.
Mam dla nich radę: jeśli tak wam zależy na Matce Ziemi - wyłączcie klimatyzację, wypierdolcie radyjko i zamontujcie korbki do szyb, bo te gadżety zużywają o wiele więcej paliwa niż żarówki podczas jazdy w dzień. Albo kupcie se rower. Albo zamknijcie mordy, bo mam już dość tego jęczenia.

A najważniejszym argumentem za jazdą w dzień na światłach jest to, że teraz będę lepiej widział jak wpierdalasz się do rowu wyprzedzając na trzeciego swoim rozjebanym BMW.

P.S. Teraz czekam na przepis dożywotnio odbierający prawo jazdy złapanym za kółkiem po pijaku.