czwartek, kwietnia 15, 2010

Zabawa w chowanego

A więc Wawel. 
No i dobrze. Chcecie chować Prezydenta w muzeum (bilet normalny 12 PLN, Dzwon Zygmunta w cenie biletu) - proszę bardzo. 
Nie będę się wyzłośliwiał nad tą decyzją, bo już mi się żółć skończyła.

Zapytam tylko - po chuj nam w takim razie Świątynia Opaczności Bożej budowana za ciężką kasę w Warszawie?
Przypominam, że finansowanie jej budowy z budżetu Państwa (a ściślej z budżetu ZUS) uzasadniane było między innymi tym, że służyć będzie jako miejsce pochówku najważniejszych Polaków (dlatego pochowano w niej, wbrew jego wyraźnej woli, ks. Twardowskiego)...
Komentujcie to sobie sami.

Więcej o ŚOB-ie pisałem w lutym 2007. 
Tekst znajdziecie tu:

środa, kwietnia 14, 2010

Łączymy się w bólu po "Wielkim Mężu Stanu", "Elicie Polskiej Inteligencji" i "Kwiecie Narodu" podczas kolejnego Wielkiego Narodowego Festiwalu Histerii i Pustych Frazesów.

Prezydent RP Lech Kaczyński wraz z delegacją rozbił się lecąc swym samolotem na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę zbrodni w Katyniu.
Tyle wiemy.
Co było potem? Większość z nas mogła słabo widzieć przez załzawione oczy:

Rozpętała się heca, którą nazwałem Wielkim Narodowym Festiwalem Histerii i Pustych Frazesów. Jak w tytule.
„Ależ Grzegorzu! Nie masz ty serca? – Moglibyście zapytać. – Wszak chowamy Prezydenta! Wszak to narodowa tragedia!”
„Jak śmiesz, kanalio!” – Moglibyście się unieść.
A ja bym Wam odpowiedział, żebyście strzelili z barana w ścianę, poszli na spacer lub zrobili cokolwiek, żeby nieco ochłonąć. Cokolwiek, żeby znów włączyć myślenie, bo jest spora szansa, że ten ból, żal i poczucie straty to wynik aplikowanej nam od soboty medialnej śpiączki rozumu.
Puste hasła, pełne emocji, lecz wyprane z sensu, górnolotne epitety, łzawy bełkot – to środki użyte, aby poinformować nas, że oto odszedł od nas „Wielki Mąż Stanu”, zginęła „Elita Polskiej Inteligencji”, uwiądł „Kwiat Narodu”…
Rozpoczęło się nakręcanie zbiorowej histerii, sterowanie uczuciami stada, wzbudzanie poczucia, że oto kończy się jakaś epoka – a wszystko z brakiem jakiegokolwiek poszanowania dla czyjejkolwiek inteligencji.

I dlatego jestem zły, bo dla mnie to hipokryzja i tyle.
Mało kto w mediach tych ludzi lubił, nikt im nie ufał - póki żyli, wszyscy jeździli po nich jak po burych sukach, a teraz kwilą nad "utraconym kwiatem polskiego życia publicznego". 
Więcej konsekwencji proszę.
To jest tragedia rodzin zabitych i ich przyjaciół. Tylko i wyłącznie. Reszty z nas nie dotknie ona w żaden sposób. Ględzenie o "osieroconym narodzie" wzbudza  jedynie śmiech. Świat się nie skończy, Niemcy nie zaczną gwałcić naszych kobiet. Ten żal na pokaz uwłacza zarówno zabitym, jak i nam, szczególnie w kontekście tego, co o zmarłych sądziliśmy i co o nich mówiliśmy za ich życia. Nie oszukujmy się - dla większości z nas hasło "urzędnik państwowy", "poseł RP" czy "prezydent RP" oznaczało zawsze tylko kolejnego kłótliwego pierdzistołka, wierzącego, że to co zrodziło się w próżni jego wyżartego wódą i pychą umysłu jest objawioną prawdą, którą mamy łykać, jak podstarzałe gwiazdy porno - wiadomo co...

Umiaru! 
Prezydent jest urzędnikiem biurokracji państwowej, nie Aleksandrem Wielkim! Brakuje mi jeszcze w tym wszystkim, do kompletu, zawodowych płaczek i terakotowej armii - bo naród w rozpaczy rozdarty i niebo płaczące już jest...
Rozumiem, że władza potrzebuje takich spektakli, ale Wy? Co Wam to daje? Pytam serio. Usiłuję zrozumieć fenomen... 
Smutne, że w Polsce, żeby zostać bohaterem narodowym wystarczy dać się wybrać na jakiś stołek, mocno w niego napierdzieć, po czym zginąć w płomieniach chwały jakąś bezsensowną, bezwartościową, ale koniecznie malowniczą, śmiercią...

Umiaru!
Nie wariujmy, nie wpadajmy w przesadny patos ani zbędną histerię. Brzydzę się patosem, bo najczęściej jest nieszczery, obliczony na wywołanie tanich emocji.
Nie dajmy narzucić sobie jedynie słusznej oceny tych wydarzeń i ich ofiar. Nie wstydźmy się mówić tego, co faktycznie czujemy. Bądźmy konsekwentni w uczuciach i ocenach. Wiem, że to trudne. Zdania odmienne od publicznie obowiązujących są niepopularne - każdy kto ośmieli się je głosić naraża się na ostracyzm i krytykę. 
Rozumiem pokusę, żeby poczuć się jak inne wrony i krakać jak i one Ale pamiętajcie - wrony nie myślą, wrony odczuwają. 

Jeśli jest to  z ich strony patriotyzm, to tylko i wyłącznie patriotyzm chwili, momentu, który szybko minie i zostanie zapomniany. Patriotyzm, to takie łatwe - jedyne co trzeba zrobić, to wspólnie postać na deszczu ze świeczką w łapie... Tak samo było jak umarł Jan Paweł II. Co z tego zostało? Śmiem twierdzić, że gówno.
A cała ta jedność i solidarność już niebawem spłynie do kratki ściekowej jak sperma pod więziennym natryskiem. Już tak bywało, pamiętacie? Pojutrze nastrój festynu minie i znów wrócimy do naszej szarej, obszczanej, prowincjonalnej rzeczywistości, więc może macie rację - żąchajmy ten patos, póki trwa...

Oczywiście, chciałbym, żeby było inaczej, żeby od dziś wszyscy Polacy złapali się za ręce i śpiewając "czerwona róża, biały kwiat, parara" ruszyli ku wschodzącemu słońcu, aby wspólnie budować dla siebie lepsze jutro w atmosferze braterstwa i jedności graniczącej z homoseksualną miłością.
Niestety, jestem realistą. Wszyscy wiemy jak będzie. Właśnie ten brak złudzeń, zestawiony z tym, co się dzieje na ulicach tworzy u mnie ogromny dysonans i niesmak. 

Być może z mojej strony to jest cynizm, brak poszanowania wartości (przepraszam - Wartości) i skrajna znieczulica, ale o wiele łatwiej byłoby mi zadumać się (a nawet poczuć smutek) nad tą stratą, gdyby nie towarzyszyło jej to nieustanne pompowanie w nas tych bogoojczyźnianych, medialnych sików.
Histeria nie sprzyja smutnej zadumie....  

O wiele łatwiej byłoby mi poczuć te wszystkie uczucia, jakie powinny towarzyszyć porządnym ludziom w takiej chwili, gdybym nie czuł się do nich zmuszany, gdyby dziennikarze ich na mnie nie wymuszali pompatycznym językiem i łapiącymi za serce czarno-białymi teledyskami z płonącym Tupolewem. Moim zdaniem jest to obrażanie mojej inteligencji i zdolności do samodzielnego przeżywania emocji...
Nie pozwolę, żeby ktoś reżyserował moje uczucia...   


A teraz złapmy się za ręce i ze łzami w oczach, drżącymi głosy, zaśpiewajmy "Rotę".

P.S. Kilka lat temu, po wypadku autobusu z pielgrzymami we Francji, napisałem tekst, który, jak się okazuje, nie stracił na aktualności...