Operacja "Sługus Ameryki"
Jak już pisałem, na temat tego co USA da nam w zamian nic jeszcze nie wiadomo, ale pospekulujmy sobie. Po pierwsze – budowa tarczy to ogromna inwestycja na kilka miliardów dolarów. Brzmi to wspaniale, jednak ten, kto sądzi, że pieniądze te dostaną polscy kontraktorzy jest albo głupi, albo urodził się wczoraj. Oczywistym jest, że Amerykanie nie dopuszczą do budowy tej ściśle tajnej i strategicznie priorytetowej instalacji obcych firm, nawet z tak włażącego im w dupę kraju jak nasz. My co najwyżej dostarczać im będziemy piasku i cementu.
Miejsca pracy? Patrz wyżej. Instalacja będzie tajna, opatrzona klauzulą najwyższego bezpieczeństwa. Poza tym, baza, jak wszystkie amerykańskie bazy na całym świecie, działać będzie na zasadach eksterytorialnych(1), czyli będzie, de facto, terytorium Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Czy naprawdę ktokolwiek na Wiejskiej może sądzić, że Polacy znajdą tam pracę? Hehehe. Znając naszych włodarzy, pewnie tak…
No to może offset? Jakieś kontrakty w zamian za pozwolenie na budowę? Na pewno będzie o tym mowa. W powietrzu zaczną latać wielkie sumy dolarów, politycy będą zacierać ręce a wszystko i tak skończy się jak offset za F-16. Zostaniemy wydupczeni bez mydła. I dobrze, bo durnie jesteśmy.
Jedyne na co można liczyć na pewno, to zniesienie wiz do USA. Hurra! Problem w tym, że to nieco za mało, a zresztą ci, którzy bardzo chcieli pojechać do USA już tam są, a całej reszcie widać nie zależało aż tak bardzo na tym niesamowitym przywileju.
Zwiększenie bezpieczeństwa kraju. To częsty argument wysuwany przez zwolenników budowy bazy. Żyjemy w czasach terroryzmu, bla bla bla… Pozwolę sobie zwrócić uwagę na fakt, że sama obecność wojsk USA na terytorium jakiegoś kraju bezpieczeństwa jeszcze nie gwarantuje. To raz. Dwa – Mam wrażenie, że (pod warunkiem, że USA zgodzą się objąć systemem obrony antyrakietowej terytorium Polski(2)) tarcza antyrakietowa niwelować ma zagrożenie, które sama stworzy ściągając na nas uwagę terrorystów i innych takich(3).
Po trzecie, w wypadku ewentualnego konfliktu, jak sądzicie, co zostanie zaatakowane jako pierwsze? Terytorium USA, czy jego system obrony? Lepiej znajdźcie sobie ładną łąkę, z której, wygodnie leżąc na trawie, będziecie mogli obserwować latające Wam nad głową rakiety…
Po czwarte, skoro musimy szukać dodatkowej obrony, to po jaką cholerę jesteśmy w NATO? Czy NATO nie zapewnia nam wystarczającej ochrony? I pytanie zasadnicze: ochrony przed czym? Bo jakoś nikt nie chce sprecyzować wiszącego nam nad głową zagrożenia. Terroryści? A czy NATO, systemy rakiet, lub inne gadżety przeszkodziły terrorystom w ataku na terytorium kraju posiadającego najpotężniejszą armię świata? Czy tarcza antyrakietowa przeszkodzi im w wysadzeniu się, dajmy na to, na Dworcu Centralnym?
Atak ze strony Rosji? Nie bądźmy śmieszni. Białoruś? Mołdawia? Gdzie to zagrożenie, pytam się?
I wreszcie po piąte: w chwili skończenia budowy tarczy, Stany Zjednoczone staną się już zupełnie bezkarne. O czym mówię? O tym:
i o tym:
Ale zacznijmy od początku. Aby zrozumieć o czym mówię, musimy cofnąć się do końca Zimnej Wojny i upadku ZSRR. Wtedy to, grupa konserwatystów skupiona wokół Paula Wolfowitza, zaczęła snuć plany ustanowienia USA jako jedynego supermocarstwa na świecie i korzystając ze zniknięcia tradycyjnego przeciwnika, rozciągnąć swą strefę wpływów na cały glob(4). Nakłady na zbrojenia, zamiast maleć zaczęły znowu wzrastać.
1997 roku, ten sam Wolfowitz (obecnie szef Banku Światowego, pewnie w nagrodę nim został), wraz z innymi kolegami niezadowolonymi z pasywnej polityki Clintona (jak widać, bombardowanie Jugosławii w czasie wojny w Kosowie i nalot na fabrykę aspiryny w Sudanie to było za mało dla tych zakutych, prawicowych pał), założył fundację The Project for the New American Century. W statucie tej organizacji zawarto deklarację dążenia do celu jakim jest „promowanie globalnego przywództwa Ameryki” oraz „kształtowanie XXI wieku tak, aby był przychylny dla amerykańskich zasad i interesów”. Według PFNAC, globalna dominacja USA jest dobra nie tylko dla Ameryki ale i dla całego świata (o czym co dzień przekonują się Irakijczycy). Dokument pełny jest podobnych niebezpiecznych frazesów z moją ulubioną „konfrontacją z rządami wrogimi naszym interesom i zasadom”. Trochę jak u Kaczyńskich. Kto nie z nami – ten z ZOMO.
Tak czy inaczej, gdy w 2001 Wolfowitz i koledzy, zwani teraz neokonserwatystami, dorwali się do władzy, zaczęli agresywnie promować tą politykę, zwaną teraz otwarcie „doktryną Wolfowitza”. Podobieństwo do „doktryny Breżniewa” nie tylko w nazwie, niestety… W promocji tej wydatnie pomógł 11 września Osama bin Laden, dostarczając rządzącej administracji powodów do podpalenia świata i ograniczenia swobód swoim obywatelom (wprowadzono na przykład, do tej pory nie uchylone, pozwolenie na podsłuchiwanie zwykłych obywateli bez ich wiedzy, oczywiście pod sztandarem „walki z terrorem”).
Ta długa historyczno – politologiczna dygresja prowadzi nas do dnia dzisiejszego, oświetlonego wspaniałą łuną płonącego Bagdadu. Irak zaatakowany został pod pretekstem walki z terroryzmem i bronią masowego rażenia. Jak wiemy, broni masowego rażenia nie znaleziono, a informacje o niej zostały sfabrykowane przez administrację Busha. Jedyna broń masowego rażenia jaką posiadał Irak, została zniszczona w latach 90-tych(5) i pochodziła z programów sponsorowanych przez USA w czasie wojny iracko – irańskiej, kiedy to Saddam i Reagan (duchowy ojciec neokonserwatystów) jedli sobie z dzióbków. Teoria o współpracy Husseina z Al Kaidą jeszcze mniej trzyma się kupy. Przypominam, że reżim Husseina to był reżim świecki, znienawidzony przez wszystkich arabów z mudżehadinami i innymi fanatykami na czele. Poza tym, tak na zdrowy rozsądek – Saddam, to był dyktator. Pokażcie mi dyktatora, który podzieli się siłami i środkami z organizacją, której religijny fanatyzm może zaszkodzić jego wpływom. Prędzej użyje armii aby wypędzić ich z kraju, niż aby szkolić na swoim terenie konkurencyjne siły zbrojne. Bzdury jakieś.
Powtarzanie, że wojna w Iraku to wojna o ropę nie ma sensu. To oczywiste. Ale to także wojna mająca na celu pokazanie prawdziwej siły armii USA i, zgodnie z doktryną Wolfowitza, puszczenie w świat przesłania: nie podskakujcie, bo skończycie jak Irak. I jeszcze jedna sprawa: popatrzcie na mapę. Lokalizacja amerykańskich baz w Iraku pozwoli Stanom na sprawowanie kontroli nad całym regionem. Sprawowanie kontroli nad ropą. Mały krok dla człowieka, wielki krok dla neokonserwatywnej żądzy władzy i globalnej kontroli.
Polityka zagraniczna USA przysporzyła im sporo wrogów. Nic dziwnego, że szukają wszelkich sposobów aby ochronić się przed skutkami gniewu świata. Pytanie: jaki mamy interes w tym, aby im pomagać? Dzięki naszemu udziałowi w koalicji spadło nasze bezpieczeństwo, tania ropa nie płynie strumieniami, nasze firmy nie dostały obiecanych kontraktów na odbudowę Iraku po wojnie. Dupa. Jak zwykle. Ale my jesteśmy jak politycy PiSu. Mierni, bierni ale wierni. Do końca. Za darmo. Bo tylko pedały przyznają się do błędów.
Stan na dziś jest taki: w Iraku panuje chaos. Rząd nie rządzi. Wojska koalicji okazały się niezdolne do zaprowadzenia porządku. Na ulicach trwa regularna wojna religijna, kształtuje się nowy porządek, w którym nie ma miejsca na zachodnią demokrację. Po wyjściu Amerykanów, a kiedyś będą musieli wyjść, Irak stanie się kolejnym fundamentalistycznym państwem wyznaniowym. Cały ten burdel zapoczątkowany został przez krótkowzroczne, egoistyczne i imperialistyczne myślenie polityków USA i innych państw koalicji (w tym Kwaśniewskiego, Szmajdzińskiego i Millera). To nich spada odpowiedzialność za krew, śmierć i łzy Irakijczyków.
Od czasu wejścia wojsk koalicji do Iraku, zginęło tam, według różnych szacunków od 10000 do 40000 tysięcy cywilów. Kobiet idących na targ na zakupy. Dzieci w szkole. Sklepikarzy, urzędników, studentów. Normalnych ludzi, takich jak Ty czy ja… Medyczne czasopismo „Lancet” szacuje, że prawdopodobieństwo gwałtownej śmierci wzrosło w Iraku 58 razy od czasu amerykańskiej inwazji. Reżim Husseina był straszny ale wolność, równość i demokracja zaniesione na lufach wojsk koalicji okazują się być 58 razy gorsze. Brawo tym panom...
W świetle powyższego, musimy zadać sobie poważne pytanie. Czy chcemy nadal brać udział w tej niesprawiedliwej, pirackiej wojnie? Czy nadal chcemy współpracować z USA, podpisując się tym samym pod ich wizją świata, i legitymizując ich parcie do światowej hegemonii? Zgoda na tarczę antyrakietową będzie kolejnym potwierdzeniem, że Polska nie jest niczym innym, jak tylko „osłem trojańskim Ameryki”, jak to ktoś, kiedyś w Europie nas określił. Czy gotowi jesteśmy przehandlować nasz honor za kilka milionów dolarów i wizy do USA?
Poniżej jeszcze trzy argumenty na potwierdzenie mojego zdania:
Nie w moim imieniu!
1. Kiedy Hitler chciał od nas eksterytorialnej autostrady powiedzieliśmy nie. Teraz sami z własnej woli chcemy oddać część terytorium innemu, nie tak bardzo różnemu od faszystowskiego, reżimowi.
2. Bo, z technicznych względów, umieszczenie rakiet w Polsce nie oznacza, że będą chroniły Polaków.
3. Zanim przystąpiliśmy do Koalicji, żaden mudżahedin nie wiedział zapewne, gdzie leży Polska, a już na pewno nie traktował jej w kategoriach celu ataku. Teraz już wiedzą…
4. Jak wiemy, w przypadku Polski, strategia ta udała się w 100%.
5. W czasie trwania programu „Ropa za żywność” – kolejnym wielkim szwindlu. Ale o tym innym razem.
postać staruchy spod ósemki jest postacią wymyśloną. Ewentualne podobieństwo do osób żyjących jest niezamierzone.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home